Historia Grupy Jurajskiej GOPR
Wyżyna Krakowsko-Częstochowska na obszarze 2.500 km kw. ma tysiące białych skał wapiennych zwanych „ostańcami”, setki jaskiń tworzących często
kruche ciągi poziomych, ciasnych korytarzy i pionowych kominów, dziesiątki ruin średniowiecznych warownych strażnic i zamków, a prócz tego rozległe lasy, jary,
piaski, bagna i dzikie zbiorniki wodne.
Jura to raj dla wszystkich pragnących podczas czynnego wypoczynku przeżyć wspaniałą przygodę. Dlatego odwiedzana jest przez wspinaczy skałkowych i grotołazów,
turystów pieszych, narciarskich, konnych i rowerowych, lotniarzy, harcerzy, szkoły przetrwania i miłośników sportów wodnych. Dynamiczny rozwój sportów
przestrzennych przyczynia się do stałego zwiększania się ilości wypadków, które wszakże na Jurze zdarzały się od zawsze. W historii Wyżyny było kilka prób
utworzenia jednostki ratowniczej mogącej przybyć na pomoc ludziom jej potrzebującym. Na terenie Zawiercia takie próby robił Maciej Bochynek a w Częstochowie Michał
Popko. Zdarzało się też, że trudne akcje jaskiniowe prowadzili wezwani przez miejscowe władze na pomoc grotołazi: m.in. Andrzej Ciszewski, Jerzy Zygmunt i
inni.
Punktem zwrotnym było objęcie w roku 1993 przez ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR: Irenę i Piotra Van der Coghen Bazy Biwakowej PZA na Lgotce koło
słynnych ze skałek Podlesic. Z początku udzielali oni pomocy ofiarom zdarzeń na skałkach bez planów tworzenia formalnych ram dla swej działalności. Jednakże w 1995
roku wydarzył się znamienny wypadek: Na Słonecznej Ściance w Skałach Biblioteka robiąc fatalny w skutkach błąd w zakładaniu stanowiska asekuracyjnego, spadł ze
szczytu skały do podstawy ściany młody 17 letni wspinacz Hubert O. z Bydgoszczy. Doznał złamania kręgosłupa, wstrząsu mózgu i pęknięcia nerki. Na pomoc
pośpieszyli: Irena i Piotr Van der Coghen oraz Piotr Pustelnik (himalaista, zdobywca Mont Everestu). Piotr Van der Coghen podjął decyzję o
wezwaniu śmigłowca sanitarnego i przekonał do tego lotu pilota Jerzego Kulika kierownika Zespołu Lotnictwa Sanitarnego z
Katowic-Muchowca. Lekarz karetki”R” oceniając stan pacjenta jako nadzwyczaj ciężki potwierdził, że jest to jedyna szansa uratowania mu życia.. Lądowisko dla
śmigłowca zorganizowali i zabezpieczali Michał i Adam Van der Coghen. Śmigłowiec MI-2, który pilotował osobiście Jerzy Kulik (dziś kapitan Boeinga LOTu na Okęciu w
Warszawie) przewiózł rannego do kliniki w Piekarach Śląskich – co uratowało zanikające życie taternika.
Po tym zdarzeniu ratownicy postanowili, że życie pacjenta nie może zależeć od przypadku czy osobistych przyjaźni ratownika z pilotem lub lekarzem. Wobec tak
ciężkich wypadków zaproponowali ówczesnemu naczelnikowi Grupy Beskidzkiej GOPR Adamowi Kubali - utworzenie Sezonowej Stacji Ratunkowej i Terenowej Sekcji
Operacyjnej skupiającej ratowników jurajskich.
Na utworzenie Stacji otrzymali zgodę a na utworzenie Sekcji Operacyjnej – nie.
Sytuacja taka uniemożliwiała tworzenie zaplecza ratowniczego na Jurze składającego się z mieszkańców Częstochowy, Zagłębia i Śląska. Czarę goryczy przelało
wyposażenie tej typowo letniej stacji w zimowy sprzęt transportowy jakim był tobogan i w radiostację bazową do przekazywania komunikatów do Szczyrku.
Mimo wykazywanej dużej wypadkowości na Jurze i podkreślanej wielokrotnie na spotkaniach innej specyfiki ratownictwa związanego ze skałami,
jaskiniami, ruinami i wodą Naczelnictwu z Beskidów wygodnie było nie zauważać problemu. Po dwóch sezonach ratowniczej działalności dalej nie było szans na
otrzymanie z GOPR-u lin, pętli, karabinków czy uprzęży, nie mówiąc już o radiotelefonach. Do tej pory było wygodnie, ratownicy używali własnego
(prywatnego) sprzętu i „komu to przeszkadzało”. Statystyka w sezonie poza zimowym Grupy Beskidzkiej była imponująca (od VI- X. 1995r. 86 wypadków na
Jurze, od V- X. 1996r. 148 interwencji i akcji ratowniczych w rejonie Podlesic, Morska, Rzędkowic, Mirowa, Bobolic i Dzibic.) Problem narastał, a jedynym
rozwiązaniem po czasie bezkompromisowych rozmów było – polecenie zamknięcie Stacji i odwołanie z dyżurów ratowników, zakaz używania emblematów GOPR na karetkach
itp. restrykcje.
Problem na tym się nie kończył. Ratownictwo na Jurze przez te lata stało się faktem. Próby negocjacji na niewiele się zdaly. Środowisko wspinaczy
pierwsze zrozumiało przyszły scenariusz, o braku zasadności ratownictwa na tym terenie nikt nie mówił. Nie otrzymując z Beskidów wsparcia sprzętowego,
technicznego, finansowego na paliwo do użyczonych GOPR-owi karetek oraz środków na podstawowe utrzymanie stacji sezonowej (woda, prąd), a także wobec
ostatecznych decyzji zawieszenia działalności ratowniczych na Jurze dyżurujący tu ratownicy wspierani przez związanych z terenem taterników (w tym twórcę
pierwszej Szkoły Alpinizmu w Podlesicach – Bogdana Krauze, Piotrka Pustelnika, Wojtka Święcickiego w dniu 28 października 1994 roku powołali w obecności 50
członków-założycieli – Jurajskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe.
Irena i Piotr Van der Coghen wraz z synami Michałem i Adamem są pierwszymi ludźmi prowadzącymi ciągły społeczny dyżur ratowniczy na Jurze.
Dołączają do nich: Robert Zamojski, Michał Klockowski, Anna Gajewska, Beata Zamojska, Magda Nowak i Tomek Osojca.
Irena i Piotr Van der Coghen przekazują dla potrzeb Pogotowia posiadane przez ich Szkołę Przetrwania „Vancroll” 10 kompletów sprzętu alpinistycznego i
jaskiniowego, sprzęt nurkowy, pontony i samochody terenowe. Dyżury pełnione są na Bazie Biwakowej PZA na Lgotce. Pogotowie utrzymuje się wówczas z
prywatnych funduszy rodziny Van der Coghen (koszty akcji, paliwo do samochodów, ubezpieczenie, wyżywienie ratowników i inne).
Pierwszą organizacją, która przyszła JOPR-owi z pomocą był Związek Gmin Jurajskich ze swym prezesem Adamem Markowskim, który przekazał ratownikom sprzęt
alpinistyczny i jaskiniowy Petzla a następnie polską kopię francuskich noszy jaskiniowych wykonaną przez firmę „Explorer” Aleksandra Chruściela z
Bielska-Białej. Nosze tenastępnego dnia po ich dostarczeniu były użyte w dramatycznej akcji ratunkowej o życie 19 letniej mieszkanki
Chorzowa Zofii, która spadła z baszty zamkowej w Bobolicach i zawisła w połowie murów ze złamanym kręgosłupem i pękniętą czaszką.
Wójt gminy Kroczyce Stefan Pantak zgodził się na użyczenie dla JOPRu budynku po byłej szkole podstawowej w Podlesicach. Rozpoczęły się stałe całoroczne i
całodobowe dyżury ratownicze.
Na efekty nie trzeba było długo czekać: jeszcze tej zimy ratowników jurajskich kilkakrotnie wzywano do wypadków, które zdarzyły się w jaskiniach w Górach Sokolich
pod Częstochową …
… cdn.