Historia ratownictwa górskiego na świecie
Początki
Góry, wieki temu ówcześnie żyjący ludzie uważali za twierdze bogów, miejsca niedostępne dla przeciętnych śmiertelników. Rzeczywiście pionowe ściany, strome,
piarżyste żleby wydawały się nie do przejścia, a do tego przez większość roku wijące się między turniami mgły, wiatr chichoczący w konarach drzew, łoskot
niszczycielskich lawin śnieżnych, porażenia piorunem na graniach, czyli wszystko to, co było niewytłumaczalne i przerażające - mogło kojarzyć się ówczesnym, z
zemstą duchów, wiedźm i wilkołaków, zazdrosnych o swe tajemnice. Z górami wiązano tysiące niesamowitych legend, podań i baśni. Nic więc dziwnego, że w ten
niegościnny świat, groźny i nieznany teren, nikt nie zapuszczał się, nikt, kogo nie zmuszała do tego konieczność.
Góry od prehistorycznych czasów były tylko przeszkodą, utrudnieniem w podróży. Słynny wódz kartagiński Hannibal, atakujący Rzymian obejściem poprzez Alpy - stracił
tam większość swych wojowników i bojowych słoni. Natomiast udana wyprawa polskiego króla Jana Sobieskiego przez góry, zaskoczyła oblegających Wiedeń Turków, którzy
nie sądzili, że odsiecz może przyjść z tego kierunku.
W chwilach pokoju, w owych czasach przez góry przechodzili w jedynie ci, którzy musieli, a więc pielgrzymi, posłowie, posłańcy i karawany kupieckie (bowiem przez
alpejskie przełęcze i Karpaty biegł szlak solny i bursztynowy). Czasem z kryjówek w ostępach górskich korzystali uciekinierzy, chroniący się przed prześladowaniami
religijnymi (przykładem protestancka wieś Wisła), a także banici i przestępcy (np. wieś Wołosate w Bieszczadach). Z czasem dopiero w niektórych dolinach u podnóży
gór osiedlały się wędrujące dotąd ludy pasterskie (Wołosi), ale to miało miejsce dopiero ok. XVII w. Góry swą surowością terenu i klimatu nie zachęcały do
bytowania, z drugiej strony swą tajemniczością niektórych przyciągały.
I tutaj już nie daleki czas, kiedy w góry weszli naukowcy, odkrywcy, geolodzy, przyrodnicy, a w ślad za nimi ciekawi wszystkiego pierwsi turyści.
Jednakże, i ci, którzy przed wiekami z szaleńczą odwagą ryzykowali naruszenie spokoju bogów, jak i pierwsi zdobywcy górskich przestrzeni, nie obeznani z górskimi
niebezpieczeństwami, a i ci, nam współcześni, powiedzmy nieco niefrasobliwi, lekkomyślni czy nierozważni oraz gór i ich "pułapek" nie znający, nie potrafili
zrozumieć, że góry mają swoje surowe prawa, a podstawowym jest trudno przewidywalna zmienność warunków, że w góry można iść i nie wrócić, że można zamarznąć w
górach w sierpniowej zadymce śnieżnej, że można doznać zimową porą w kotle śnieżnym udaru cieplnego, że można utonąć w pionowej ścianie skalnej w potokach wody
spadającej żlebami podczas ulewnego deszczu, że można zostać porwanym i zaduszonym przez pojawiającą się znienacka lawinę, ze można zabłądzić we mgle, że
śmiertelnym upadkiem może zakończyć się źle wybrana, podcięta ścieżka, że na dużej wysokości szybciej umiera się z wychłodzenia i wyczerpania. Tak więc w owych
czasach (jak i dziś) śmierć w górach zbierała obfite żniwo. Były wypadki, potrzebna była pomoc.
W tej sytuacji w 962 roku n.e. pewien bogaty człowiek z Mentony, którego najbliżsi wraz z całą karawaną kupiecką zginęli w lawinie, postanowił zmienić
swoje życie i nieść ratunek ludziom w górach. W tym celu ufundował budowę w Alpach dwóch klasztorów - gościńców, osadzając w nich zakon Augustianów, sam też został
zakonnikiem, przyjmując imię Bernarda. Dzisiaj każdy chodzący po górach wie, że Św. Bernard jest patronem alpinistów i podróżnych oraz ratowników.
Klasztory wzniesione wówczas na dwóch sąsiednich przełęczach alpejskich na wysokości 2.473m npm i 2.158m. npm (zwane dziś: Grand i Petit Saint-Bernard,
czyli: Wielki i Mały Św. Bernard), stały na szlakach karawan: jeden na szlaku z Francji do Włoch, a drugi ze Szwajcarii do Włoch.
Rzym już wtedy dla wielu był celem podróży. Reguła klasztorna zakonu określała obowiązki zakonników: "przeprowadzić bezpiecznie ludzi przez góry,
udzielić schronienia i pomocy potrzebującym, szukać zagubionych, ratować wszystkich podróżnych, bez względu na cel ich wędrówki".
Było to pierwsze w dziejach ludzkości górskie pogotowie ratunkowe w sensie grupy ludzi specjalnie w tym celu powołanych, zorganizowanych i wyszkolonych.
Sens istnienia klasztorów – jakby pierwszych stacji dzisiejszego pogotowia górskiego, który potwierdziło życie, spowodował lawinowy ich rozwój. Powstały następne
tego typu klasztory: Saint Gotthard, Splugen, Mont Genevre w Alpach oraz Saint Christine w Pirenejach. W XVIIIw. przełęcz św.Bernarda przekraczało rocznie ok.
15.000 ludzi. W ciągu roku tamże, notowano ok.5 osób zaginionych, na skutek lawin czy zabłądzenia. Gdyby nie ofiarna, pełna poświęcenia służba mnichów - tych ofiar
mogłoby być tysiące. Ze swymi słynnymi psami bernardynami, szkolonymi w znajdowaniu ludzi – gdy tylko warunki pogodowe pogarszały się wychodzili na przełęcz,
naprzeciw wędrowcom. W starych księgach klasztornych są częste zapiski o poszukiwaniu zaginionych. Wielu w śnieżnych zadymkach odnaleźli, wyczerpanych,
przemarzniętych uratowali, przeprowadzając w bezpieczne miejsce, dając schronienie w gościńcach. Ratowanie życia ludzkiego było ich dobrowolnie przyjętym
obowiązkiem, więc pomoc niesiono bez wyjątku każdemu - i bogatemu księciu i ściganemu przez prawo zbójnikowi.. Przy wypełnianiu tej misji wielu samych zakonników
straciło życie.
Ta pierwsza na świecie organizacja ratownictwa górskiego była ugruntowana na zasadach dobrowolności i pełnego poświęcenia jej członków - tradycja ta ożywia do dziś
górskie organizacje ratownicze.
W okresie średniowiecza książę Sabaudii utworzył w Alpach Francuskich pierwszą świecką organizację ratowniczą. Stanowiły ją grupy
ludzi zwolnionych ze służby wojskowej w tym celu, by zimą nieśli pomoc podróżnym, jako przewodnicy górscy i (w dzisiejszym pojęciu) ratownicy.
Nazywano ich "żołnierzami śniegu".
Z biegiem lat zmieniło się zapotrzebowanie społeczne i charakter ratownictwa w górach. Osady ludzkie zbliżyły się znacznie do podnóża gór. Przez ważniejsze
przełęcze komunikacyjne przeprowadzono dobre drogi. W górach powstały gościńce wyposażone w telefony, za pomocą których można było, będąc w dolinie, dowiedzieć się
o dobrych lub złych warunkach panujących na przełęczy. Zmienili się też ludzie przemierzający bezdroża górskie. Pojawił się turystarozumiany w sensie
znaczeniowym, jako człowiek zapuszczający się w góry w celach estetycznych czy poznawczych. Po pierwszych śmiałkach, którzy pioniersko przecierali turystyczne
szlaki, poszli niemal masowo następni. Z czasem już nie wystarczyło niektórym samo wędrowanie. Turysta, pokonujący z pobudek sportowych trudne ściany
(skalne czy lodowe), niedostępne nawet dla miejscowych górali - został nazwany alpinistą. Człowiek zjeżdżający dla emocji ze zboczy górskich na
"przywiązanych do stóp" dwóch deskach - został nazwany narciarzem. Ruch sportowo - turystyczny w górach dynamicznie się rozwijał. Mnożyły się
niespotykane dotąd wypadki.
Przed ratownictwem górskim stanęły nowe zadania.
W końcu XIX wieku liczne powstające stowarzyszenia alpejskie wybudowały szereg schronisk, szlaków, dróg i ścieżek.Turystyka stała się masowa. Na szlakach
turystycznych pojawiły się tysiące ambitnych, lecz niedoświadczonych turystów. Wypadki stawały się coraz częstsze. Przed stowarzyszeniami alpejskimi stanęły nowe
problemy: Zająć się one musiały sprawą bezpieczeństwa turysty przez zorganizowanie przewodnictwa górskiego, zaopatrzenie schronisk w apteczki i sprzęt
transportowy. Na kursach przewodnickich wprowadzano szkolenie z zakresu pierwszej pomocy, a do obowiązków przewodnika dodano obowiązek ratowania turysty w rejonie
jego działalności.
Były to jednak środki niewystarczające, gdyż poważniejszą akcję ratowniczą w górach jest w stanie wykonać w sposób sprawny i skuteczny jedynie zorganizowana i
dobrze wyszkolona oraz odpowiednio wyposażona grupa ludzi. Niestety, organizacja pomocy w nieszczęśliwych wypadkach pozostawiona była nadal partnerom lub krewnym
ofiary. Musieli oni zbierać przewodników, tragarzy, myśliwych, drwali, kłusowników czy pasterzy i przy ich pomocy przeprowadzać poszukiwania lub transport ofiar
górskiego wypadku. W społeczności coraz silniej kiełkowała potrzeba stworzenia ram dla organizacji ratowniczej. Różne środowiska podejmowały różne próby.
W Austrii w 1984 roku wprowadzono sygnały ratunkowe, pomysłu angielskiego alpinisty Dente'a /jest to 6 "błysków" na
minutę/, obowiązujące po dziś dzień we wszystkich górach świata. Nie chodzi tu wyłącznie o „błyski” – jest to sześć znaków dźwiękowych lub wizualnych
przekazywanych w odstępach 10 sekundowych (czyli przez okres 1 minuty), następnie minutowa przerwa i powtórzenie sygnałów, w odpowiedzi których spodziewać się
można 3 sygnałów zwrotnych, nadawanych w czasie 1 minuty, co 20 sekund, a oznaczających „odebrałem twoje wzywanie pomocy – czekaj, pomoc nadejdzie”.
Pierwsze organizacje
W 1896 roku w Austrii utworzono pierwszą nowożytną organizację ratunkową w górach i nadano jej początkowo nazwę: "Stowarzyszenie Zielonego
Krzyża". Szybko powstają pierwsze lokalne posterunki i grupy ratunkowe. O Statut tej organizacji zwracają się inne organizacje alpejskie ze Szwajcarii, Francji i
Niemiec. Od 1950 roku Osterreich Bergrettungdienst jest związkiem górskich okręgowych służb ratowniczych. Odznaka służbowa ma zielony krzyż i szarotkę.
W 1897 roku we Francji utworzono analogiczną organizację ratunkową "Sauveteurs Volontaires du Saleve" z siedzibą w Collognes. W 1919 roku powstaje
podobna organizacja ratownicza w Chamonix. Potem z inicjatywy różnych stowarzyszeń alpejskich i turystycznych powstają w różnych rejonach kolejne grupy ratownicze.
Dla ujednolicenia form ratowniczych i uporządkowania spraw organizacyjnych tych służb w 1945r. utworzona zostaje Francuska Federacja Górska. Teraz ratownictwo
staje się służbą państwową podległą Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Akcje ratunkowe są płatne. Symbolem jest czerwony krzyż.
W 1902 roku w Szwajcarii Schweizer Alpen-Club zajął się organizacją ratownictwa górskiego na swoim terenie. W głównych alpejskich dolinach
organizują punkty i stacje ratunkowe. W dużych ośrodkach narciarskich działają organizacje ratownicze finansowane przez kolejki linowe i wyciągi narciarskie oraz
władze gminne. Odpłatność za akcje ratunkowe i transport pokrywa poszkodowany. Odznaka ratownicza nosi symbol białego krzyża.
29.X.1909 roku Namiestnictwo Galicyjskie CK Austrii we Lwowie (formalnie Polski nie było wówczas na mapie Europy), zarejestrowało czwartą na świecie, a
pierwszą poza alpejską organizację ratowniczą - Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Przyczyniła się do tej decyzji niewątpliwie śmierć w
lawinie Mieczysława Karłowicza – kompozytora, znanego i docenianego na dworze cesarskim. Zalegalizowano w ten sposób wcześniejsze działania ratownicze w Tatrach
drużyny, zwanej Strażą Ratunkową i opublikowany już w 1907r. przez Karłowicza i Zaruskiego projekt założenia Pogotowia Górskiego. Pierwszym Naczelnikiem tej
organizacji był Mariusz Zaruski – generał, żeglarz, taternik, narciarz; jego zastępcą „Król przewodników tatrzańskich” Klimek Bachleda. Blacha ratownicza nosi
symbol Błękitnego Krzyża ze srebrną kosówką.